Wyspa Stolema

WYSPA STOLEMA

stolem

Agnysa i Junk dopłynęli do pierwszej wyspy. Gdy stanęli na brzegu wyspa wydała się im nagle OGROMNA! Dużo, dużo większa niż oglądana od strony lądu. Ruszyli przed siebie – dookoła rosły wielkie drzewa o potężnych pniach z monstrualnymi liśćmi na rozłożystych gałęziach, jak ramiona olbrzymów. Przedzierali się przez trawy i zarośla sięgające im ponad głowy. A nad nimi krakały wielkie, czarne ptaszyska, niby latające psy.

Po jakimś czasie dotarli do skały, za którą rozpościerały się dwa okrągłe jeziorka. Przed skałą zobaczyli jamę z wystającymi, ostrymi skalnymi odłamkami. Gdy podeszli bliżej, poczuli jak z jamy bucha ciepłe, niezbyt miło pachnące powietrze.

Przyglądali się temu dziwnemu krajobrazowi, aż Junk szeptem powiedział:
– Agnysa, będziesz się śmiać, ale ta jama wygląda jak wielka gęba z pokruszonymi zębami, a ta skała jak nochal…
– Masz rację Junk! – dodała Agnysa. – A te jeziorka przypominają wielkie ślepia…

W tej samej chwili jama poruszyła się, oczka wodne zamrugały jak oczy i spod ziemi rozległ się głos, od którego mocy drżała ziemia.
Witajcie na mojej wyspie! A dokładnie to witajcie na mnie, bo ja jestem tą wyspą. Jestem stolemem. Dawno dawno temu było nas tu wielu, rządziliśmy tą ziemią, wszyscy ludzie się nas bali. Aż przyszedł czas wielkiej wędrówki. Moi bracia i siostry odeszli na północ, a ja tu zostałem. Posłuchajcie mojej historii…

 W tamtych czasach byłem piękny i młody. Nogi miałem potężne jak drzewa, brzuch twardy i wyrzeźbiony jak skała a włosy jak łany zbóż.  No piękny byłem, że ho ho! Wszystkie stolemki się za mną oglądały! Ale ja, nie wiedzieć czemu, wolałem te malutkie, kruche niewiasty człowiecze! Lubiłem zaglądać do okien ich chat, ale kiedy któraś z nich zobaczyła moją gębę, uciekała z wielkim wrzaskiem! Pewnego razu zajrzałem, bez wielkiej nadziei, przez okno kolejnej chałupy, zobaczyłem kobietę z warkoczem do samej ziemi, która okładała wałkiem, krzycząc przy tym potężnie, jakiegoś chłopa. Waliła go z lewej, to z prawej, targała za łeb, aż przerażony chłop uciekł z chałupy, wołając: Dorota, litości, litości!. Pomyślałem od razu:  Dorota! Toż to mój ideał! To kobieta stworzona właśnie dla mnie! Taka mała, a zarazem potężna! Och, chciałbym poczuć jej siłę na swoim łbie!

A potem gdy mnie zobaczyła, wcale nie uciekła! Od razu się jej oświadczyłem. Wybuchła śmiechem.
 – Jeśli chcesz być moim mężem, udowodnij, że jest z ciebie prawdziwy chłop! Jeśli spełnisz moje trzy życzenia, wyjdę za ciebie! Po pierwsze, przynieś mi tyle drewna, bym mogła palić w piecu przez 10 lat!
– Co to dla mnie! – pomyślałem. Machnąłem jedną ręką i położyłem setkę drzew. Machnąłem drugą… przyniosłem jej górę drewna.
– Całkiem nieźle! – powiedziała, trzymając się pod boki. – A teraz przynieś mi tyle kamieni, bym mogła wybudować sobie zamek!
– Co to dla mnie! – pomyślałem i przyniosłem jej górę głazów i kamieni.
– Całkiem nieźle – powiedziała. – A teraz udowodnij, że potrafisz zjeść jak prawdziwy chłop! Przyjdź jutro na obiad!
–  Co to dla mnie! – pomyślałem i byłem już pewien wygranej.

Następnego dnia, w samo południe, ubrany w najlepszą koszulę uszytą z żagli zatopionego statku, przyszedłem do chaty Doroty, a tam czekała na mnie góra klusek, które gotowała wraz z innymi kobietami przez całą noc.
– Co to dla mnie! – zabrałem się za jedzenie i w siedem kęsów pochłonąłem wszystkie kluski.
Wstałem dumnie chcąc wydać zwycięski okrzyk, gdy nagle poczułem, najpierw dziwny smak w ustach, jak gdyby dziwnych ziół, a potem wielkie pragnienie. Pobiegłem nad jezioro i zacząłem pić. Piłem i piłem i przestać nie mogłem. Położyłem się w wodzie i woda sama wpływała mi do ust, nie mogąc ugasić pragnienia. I nagle poczułem, że nie mogę się już poruszyć. Zamieniłem się w tę wyspę. To było chyba z tysiąc lat temu…

– Co za historia! – zawołał Junk. – Czy moglibyśmy coś dla ciebie zrobić?
– Ty raczej nie! – odpowiedział stolem, ale ona… ona mi się bardzo podoba. Zostań tu ze mną malutka, cała wyspa będzie twoim królestwem!
– Junk, uciekajmy stąd, szybko! – szepnęła Agnysa, ale gdy chcieli się oddalić, wyrosły przed nimi ostre skalne odłamki, niby pręty kamiennych krat.  Pobiegli w drugą stronę – znów skały przegrodziły im drogę. Znaleźli się w pułapce. Agnysa nie straciła jednak zimnej krwi.
– Stolemie, stolemie! Mogę zostać z tobą, ale udowodnij mi, że jesteś ciągle naprawdę silny i potężny!
– Zrobię co zechcesz! – odpowiedział stolem. – A potem będziesz moją żoną!
– Pokaż mi, że jesteś taki ogromny! Czy potrafisz wyciągnąć rękę i dosięgnąć do brzegu?
– Co to dla mnie!- zawołał stolem. Zadrżała ziemia i z wyspy wyłoniła się olbrzymia łapa.
– Teraz sprawdzimy, czy naprawdę sięga aż do samego brzegu! – zawołała Agnysa.
– Pewnie,  że sięga! Jak nie wierzycie, to się przekonajcie! – stolem pozwolił Agnysie i Junkowi pobiec po swoim ramieniu. Gdy chłopiec i dziewczyna dotarli do brzegu, nie oglądając się za siebie pobiegli w stronę wsi. Dopiero wtedy poczuli jak bardzo się wystraszyli. A stolem zrozumiał, że człowiecza niewiasta znów wyprowadziła go w pole… to znaczy w wyspę.