Wyspa Tęsknicy i Roztrębacza

VII WYSPA TĘSKNICY I ROZTRĘBACZA

tęsknica

 

Kiedy dopłynęli na siódmą wyspę poczuli się naraz zmęczeni i smutni. Na wyspie też wszystko było smutne i przygnębiające. Drzewa z powyginanymi gałęziami i wyschniętymi liśćmi zdawały się wydawać smętne jęki. Niebo przesłoniły ciemne chmury, pod które wzlatywały złowrogo kraczące kruki i wrony. Gdzieś z oddali dochodziło przeszywające wycie psa (a może wilka?).
– To wszystko nie ma sensu… – odezwał się Junk smętnym głosem . – Bez sensu pływamy od wyspy do wyspy. Nie znajdziemy tu żadnego skarbu. Tylko ponure stwory…
– Masz racje mnie też się nie chce…niczego mi się już nie chce…

Agnysa i Junk popadali w coraz głębszą melancholię, gdy nie wiadomo skąd pojawiła się przed nimi kobieta, ubrana w szarą płachtę, z wiankiem z wyschniętych paproci na głowie. Miała bardzo smętną minę i zaśpiewała smętną, powolną piosenkę:

 

 

 Hen po roztrajach wędruje tęsknica smętna,  powolna
Samotnego wciąż wypatruje, samotnego chętnie całuje
W usta
W wianeczku z szarej paproci, w szarą płachtę odziana
Jej pocałunek nie złoci,  tonie się w nim po kolana
Pusta
Jej dary to dary ciemne a pocałunek jad melancholia
Kiedy cię czule obejmie,  pij z jej ust do dna, ech, do dna
Do dnia

– A to dlatego tak nam smutno i beznadziejnie – szepnęła Agnysa.
– Jesteśmy w mocy tęsknicy! Uświadomienie sobie tego dodało im sił i energii.
– Hej, pani tęsknico, czemu jest pani taka ponura? – zapytał Junk. – Życie jest piękne!
– Uuuuu, taka moja natura. Od wieków ogarniam swoją aurą samotnych, raz pocałuje i już chęci do życia nie czujesz. Dziś ten stan nazywają depresją. Ale teraz jestem podwójnie smętna, podwójnie ponura, w otchłani depresji bez dna…
– A co ci się stało?
– Zakochałam się…zakochałam w istocie, która jest dla mnie nieosiągalna, niedotykalna, niepojęta, nie można jej nawet zobaczyć, nie mówić już o pocałowaniu…Może właśnie dlatego, tak go kocham…tak nieszczęśliwie…
– Co to za istota?
– Nazywa się Roztrębacz i pojawia się czasem na tej wyspie, burząc mój smętny spokój…słyszę tylko jego głos, czasem śpiewa niepojętą  piosenkę bez słów, tak cudownie smętną…och!
– Roztrębacz…musimy go znaleźć. Czuję, że wyjawi on nam sens naszej wędrówki przez te wszystkie wyspy…

Agnysa i Junk oddalili się w stornę brzegu. Usiedli nad wodą.
– W naszym jeziorze leży na dnie zatopiony statek – powiedziała Agnysa.
– Może w nim mieszka Roztrębacz?
– Spróbujmy go zawołać…Roztrębaczu! Roztrębaczu! Gdzie jesteś? Przybądź do nas!
Wpatrywali się w taflę wody i po chwili zobaczyli… Zobaczyli choć nie widzieli, zrozumieli choć nie usłyszeli jego słów…
– Przybywam, czego chcecie?
– To ty Roztrębaczu? Kim jesteś?

– Kim jestem? Oto jest pytanie!. Ja…zapomniałem…Żyję na tych kaszubskich ziemiach od niepamiętnych czasów, ale pewnego dnia obudziłem się i już nie wiedziałem:  Kim jestem? Jak wyglądam? Skąd pochodzę?  Co tutaj robię?  Czy jestem dobry czy zły? Czy pomagam innym czy szkodzę? Pamiętałem tylko swoje imię…Ale zaraz zaraz, a wy skąd o mnie wiecie? Jak tu dotarliście?

Agnysa i Junk opowiedzieli  Roztrębaczowi o swojej podróży przez jasieńskie wyspy, o spotkaniu ze stolemem, południcą, rusałkami i utopcami, diabelskim tanecznikiem, sralą, mamuną i tęsknicą…
– Och, pokonaliście wiele przeszkód i pułapek, możecie mi pomóc, a ta pomoc może stać się waszą nagrodą.
– Co moglibyśmy dla ciebie zrobić?
– Możecie mnie stworzyć na nowo! Pokonanie siedmiu wyspa dało wam moc, byście przywrócili mi wygląd, wyznaczyli mi cel i nadali umiejętności , bym go mógł realizować. Będą mógł wam służyć, albo szkodzić tym, kogo wskażecie…
– Och, naprawdę? Możemy zaprogramować naszego stwora! – ucieszył się Junk. – To lepsze niż gra komputerowa!
– Na pewno nie każemy ci nikomu szkodzić. – odezwała się Agnysa. – Ja bym chciała, żebyś przynosił szczęście. Nie tylko nam, ale wszystkim…
– A co to jest szczęście?
– Hmmm, dla każdego może znaczyć coś innego…Zdrowie, miłość, wolność, przygoda… – powiedział Junk.
– To znaczy, że będę musiał najpierw wysłuchać innych, zanim zacznę działać..-zamyślił się Roztrębacz. – Wysłuchać i zrozumieć…
Czyli będziesz musiał mieć duże, czułe uszy! – roześmiał się Junk.
– A ja sobie tak myślę, że to jest fajnie, że nie masz swojego wyglądu – powiedziała Agnysa. – Bo jak spotkasz kogoś smutnego, to powinieneś wyglądać tak, by budzić radość. Jak spotkasz kogoś w nerwach, mógłbyś wyglądać kojąco, jak spotkasz znudzone dziecko, mógłbyś być jego rówieśnikiem…i tak dalej…
– Czyli mój wygląd byłby też stwarzany przez innych, za każdym razem  byłbym kimś innym, kimś kogo ktoś akurat teraz potrzebuje?
– No tak! Tak właśnie! – zawołali razem Agnysa i Junk.
– A dla was kim bym mógł teraz być? Zaraz zaraz, chyba wiem, chyba to czuję! – powiedział Roztrębacz i w tej samej chwili przed Agnysą i Junkiem pojawił się…kapitan marynarki w mundurze z połyskującymi w słońcu złotymi guzikami, miał brodę i błyszczące, śmiejące się oczy…
– Skąd wiedziałeś, że pomyślałem o kapitanie zatopionego statku? – zawołał Junk.
– To wy mnie tego nauczyliście…

Kapitan Roztrębacz spojrzał teraz na Agnysę.
– Mam dla ciebie coś, za czym tęsknisz, co straciłaś w wędrówce przez wyspy – powiedział i założył jej na szyje…
– Ojej, moje ukochane czerwone korale po po babci! –  zawołała uszczęśliwiona Agnysa.

A potem wsiedli razem na łódkę i odpłynęli w stronę Jasienia. Nie zauważyła tego Tęsknica, która została na wyspie przytulona  do młodzieńca o melancholijnym spojrzeniu, który pojawił się przy niej nie wiadomo skąd…

To urywa się  opowieści o Junku, Agnysie i mieszkańcach siedmiu wysp na jeziorze Jasień. Jeżeli chcecie poznać jej dalszy ciąg, a może nawet wziąć w niej udział, przyjeżdżajcie do Jasienia! Na pewno spotkacie tu Roztrębacza, nie jestem tylko pewien, czy na pewno go rozpoznacie…

KONIEC (ALBO NOWY POCZĄTEK)