PURIM
W PIASECZNIE
Jest
14 dzień miesiąca Adar 5699 roku, według skróconej rachuby czasu 5 marca
1939 roku. Święto Purim! Na pamiątkę owych dni, gdy Żydzi odpoczęli
od nieprzyjaciół swoich, gdy smutek obrócił się w radość, a żałoba w
wesele! Bo jak napisano w Księdze - dni te obchodzone będą Na ulicy Nadarzyńskiej pod numerem 1 Estera Lipsztat piecze homentaszen, purimowe ciasteczka. A piecze je według następującego przepisu. Podczas gdy Estera piecze ciasteczka, jej mąż, Samuel Lipsztat, siedzi na podwórku, na deklu po studni, i, swoim zwyczajem, czyta Talmud. Naraz okno otwiera się i słychać wołanie Estery: Oto
prośba moja i życzenie moje Na co Samuel tak jej odpowiada: Wiesz
przecież, że sam nasz piaseczener rebbe zwykł mawiać: I od tej chwili Samuel Lipsztat piecze homentaszen, a jego żona, Estera, siedzi na deklu po studni i czyta megilę, Księgę Estery! Tymczasem
dzieci Lipsztatów, dziesięcioletnia Chawcia, Mosze i Benio przebierają
się. Mosze przebrał się za rycerza. Benio - za smoka. A Chawcia... Chawcia wyciągnęła z szafy czerwoną suknię swojej mamy, na ramiona zarzuciła jej piękną chustę, a na nóżki włożyła nowiutkie czerwone trzewiczki, szyte przez samego Jankiela Zylbersztejna! - Mamo, mamo, czy wyglądam jak królowa? - woła Chawcia na cały głos. - Jeszcze tylko korona i królowa gotowa! - odpowiada jej mama. Chawcia łapie kilka homentaszen, wkłada (jeszcze ciepłe!) do kieszeni, w locie całuje mezuzę przy drzwiach, biegnie po schodach, tak że wesoło stukają jej czerwone trzewiczki, wybiega na podwórko, gdzie błyszczą w słońcu wypolerowane pęcherze nadmuchiwane przez Majorka Ajzenberga, i oto słyszy znajome nawoływanie: Handele, handele! Bajgele, bajgele! Stary Ajzyk idzie! Stary
Ajzyk, tata Moszego, mieszkał przy Nadarzyńskiej numer
4. Był handlarzem obnośnym towarem. Nosił zawsze ze sobą cztery
kosze: dwa z przodu, dwa z tyłu. W pierwszym koszu były bajgele: po
groszu za sztukę. W drugim koszu były jajka: po dwa grosze za sztukę.
W trzecim koszu była pasmanteria: guziki i hafciki, niteczki i szpileczki,
tasiemeczki, koroneczki A w czwartym koszu... w czwartym koszu było
to, co małe dziewczynki lubią najbardziej, czyli: małe lustereczka z
gwiazdami filmowymi na odwrocie, grzebyki kolorowe, korale bursztynowe,
spinki do warkoczy, broszki, bransoletki, pierścionki ze szczęśliwymi
oczkami, talizmany ze skarabeuszami i małe serduszka, które sekretnie
się otwierały... - Mazeł tow, Ajzyk! Hag sameach! - dygnęła Chawcia
przed starym Ajzykiem. - Czy masz dla mnie jakiś purimowy podarunek?
- zapytała go, patrząc wymownie na czwarty kosz. Ajzyk roześmiał się
- Coś tam się znajdzie! Pogrzebał w czwartym koszu i wyciągnął z niego
piękną złotą koronę wysadzaną kolorowymi kamykami. Założył ją na główkę
Chawci i tak do niej mówi: No, teraz to ty jesteś prawdziwa królowa!
Ale pamiętaj: gdy przyjdzie na nas zły czas, ty, w swojej sukni i koronie,
pójdziesz do króla i odwrócisz zły los, dobrze? - No pewnie, Ajzyk!
- odparła dziewczynka. - Przecież wiem: Awatti, awatti! Jeśli mam zginąć,
zginę! |